Krótka historia o tym jak zostałam doradcą noszenia dzieci w chuście. Będąc w ciąży z Julianką wiedziałam, że chusty odegrają w moim życiu szczególną rolę. Bardzo byłam nastawiona na bliskość, na noszenie dziecka, na wygodę. Miałam już 2 letniego Kubusia i czułam potrzebę tak zorganizowania sobie przestrzeni by było nam wszystkim jak najprościej. Dostałam wtedy od koleżanki pierwszą chustę elastyczną. No i czekałam na narodziny dziecka. Julianka urodziła się w kwietniu podczas śniadania wielkanocnego, można więc powiedzieć, że był to wyjątkowo rodzinny poród.
Miała zaledwie pięć może sześć dni, kiedy włożyłam ją do chusty i poszłam na spacer. Gdzieś po tygodniu przerzuciłam się na chusty tkane. I tak w swoich oczach w zaledwie kilka tygodni stałam się ekspertką. Nosiłam przecież swoje dziecko, sama. Cóż więcej mogłam na ten temat jeszcze wiedzieć. Mimo wszystko postanowiłam iść na kurs. Chciałam pogłębić wiedzę, poznać ludzi których też fascynuje ta magia. Szkoła, którą wybrałam mocno zmieniła mój światopogląd chustowy. Dopiero na kursie zorientowałam się jak szeroki to temat, jak dużo dziedzin łączy się w całość, jak trzeba na to patrzeć, żeby widzieć.
Z wiedzą doradcy noszenia poczułam się bezpieczniej z własnym dzieckiem w chuście. Wcześniej każda nawet życzliwa uwaga dobiegająca z otoczenia sprawiała, że kiełkowała we mnie niepewność. Czy na pewno dobrze noszę. Jak nosić noworodka? Czy na pewno pupa i nóżki dziecka są w dobrej pozycji. A co z kręgosłupem, oddychaniem, spaniem. Jak długo i w jakiej pozycji? Jaka chusta i jakie wiązanie? Także podczas wizyt lekarskich przestałam się bać, tego że mi ktoś zabroni nosić, albo powie, że tak nie wolno.
Z nostalgią wspominam wakacje gdzie chusta była wszędzie i była też wszystkim. Chustą, kocem, hamakiem…
nie tylko dla maluszka…
Dwie moje ukochane chusty, zupełnie inne, dawno już nie u mnie w domu tylko gdzieś w innych domach z innymi dziećmi. Pierwsza to łowicka piękność Katja Didymos. Druga to klasyczna Ulli Storchenwiege. Obie bawełniane. Obie nie do zdarcia. Idealny splot, grubość, miękkość. Katję (długość 3,8) miałam na kangurki i plecaka prostego. Ulkę (długość 4,6) na plecaka prostego, kieszonki i hamaki.
Katję miałam bardzo starą i była mięciutka jak flanelka. (Tak stara, że nawet nie miała zaznaczonego środka. Tak mają te starsze Didymosy.) W ogóle mam wrażenie, że te pasiaki Didymosa są łatwiejsze do złamania jeśli mamy chustę od nowości. Ulli była dość twarda, ale kupiłam prawie nową i długo z nią walczyłam zanim osiągnęła stan choć w połowie podobny do Katji. Każdą jednak lubiłam bardzo mocno i gdybym miała wskazać tę lepszą to bym nie umiała.
Zdjęcia są dokładnie z sierpnia 2012 roku, czyli dwa lata temu. Czas leci za szybko, zdecydowanie…
Sytuacja na teraz wygląda tak:
2 komentarzy A zaczęło się tak
Lucyna
Uwielbiam pani woisy,to ciepło, które z nich płynie, rozczytuję się z łezką w oku,ale też czerpię mnóstwo ważnych informacji.
Dziękuję za tego bloga 🙂
Marta - Zamotani.pl (author)
a ja dziękuję za motywację 🙂