Trzymam w ręku książkę AlaAntkowe BLW autorstwa Ani i Asi. I czytam: “Ponad dwa lata temu nasze życie wywróciło się do góry nogami. Obie zostałyśmy po raz pierwszy matkami. Macierzyństwo zaowocowało nie tylko przypływem miłości, której nigdy wcześniej nie zaznałyśmy, ale było także źródłem inspiracji w wielu obszarach naszego życia.” No skąd ja to znam, nie wiecie może? Temat który dziewczyny poruszają i na swoim blogu alaantkoweblw.pl a także w książce to BLW – Bobas lubi wybór.

Co to jest BLW?

BLW (Baby-led weaning lub polska wersja Bobas lubi wybór). Głównym założeniem tej metody jest to, żeby dziecko samodzielnie spożywało posiłki już od samego początku. Nie ma więc tutaj tabelek rozszerzania diety, podawania co miesiąc nowego produktu. Nie ma też papek i karmienia łyżeczką. Dzieje się to bardzo naturalnie, codziennie. Mnie ta ideologia bardzo pasuje, a przede wszystkim bardzo sprawdziła się przy Juliance. Julianka jak wiecie była bardzo długo karmiona piersią, niedawno w wieku 3,5 lat zakończyła się nasza mleczna przygoda. Mleko dla Julianki, było zawsze bardzo ważnym elementem dnia, a na pewno przez 1 rok życia było podstawą, takim must have. Karmiłam piersią wyłącznie gdzieś do 6-7 miesiąca życia córki. A potem przyszedł moment w którym zauważyłam, że ma ona ochotę na coś więcej. I że to na co Juliana ma ochotę jest moim obiadem. Kto mnie zna, ten wie, że czym jak czym, ale jedzeniem to ja się nie dzielę. Nie miałam tutaj wielkiego wyboru, ponieważ nie zamierzałam gotować oddzielnych obiadów tylko dla Julianki. Musiałam więc pójść inną drogą. Tak dostosować nasze codzienne menu, by było coś zawsze co może Julianka posmakować.

Początki jedzenia pokarmów stałych, to nie jest zjadanie całej gotowej porcji, tylko właśnie poznawanie smaków. Tak o to Julianka przez kolejne pół roku poznawała smaki z naszych talerzy. Były to brokuły, ziemniaki, owoce, makarony, kasze, pieczywo później mięsa, ryby, zupy itp. Na początku większość lądowała na ziemi lub była brawurowo rozmazana na stole, wlepiona we włosy. Na to się trzeba po prostu psychicznie przygotować i pozwolić dziecku na eksperymentowanie. Metoda ta sprawdziła mi się o tyle, że ja po prostu nie miałam ciśnienia. Ile moje dziecko je, jak dużo, jak często, czy nie jest głodne. Wiedziałam, że jeśli nie zje obiadu tylko rozwali go po kuchni, to nasyci się mlekiem. Poza tym jeśli chciała jadła samodzielnie, jeśli ja potrzebowałam ją nakarmić łyżeczką, to ją karmiłam.

Dla mnie ta metoda była idealna. Nie znoszę ramek, standardów. Uwielbiam iść pod prąd i robić po swojemu, tak jak w danej chwili mi wygodnie i jeśli widzę, że mojemu dziecko też to pasuje to wszystko gra. Rozszerzania diety pierwszemu dziecku pamiętam trochę jako lekką męczarnie. Właśnie przez te wytyczne np. pół żółtka do zupy. Do licha! Co niby mam zrobić z drugą połową? 1 łyżeczka ugotowanej kaszy mannej dodana do zupy. Umiecie ugotować 1 łyżeczkę kaszy, bo ja nie.

Jakie korzyści niesie BLW?

 Przede wszystkim samodzielność, ale też otwartość dziecka na poznawanie nowych smaków i decydowanie o tym, co chce zjeść i ile chce zjeść. Karmienie dziecka łyżeczką, powoduje trochę to, że to my tym sterujemy, a jeśli nie je, to zagadamy, zrobimy samolocik i jeszcze uda się dopchnąć jedną łyżkę. Pytanie czy właśnie, tylko o to chodzi. Czy chodzi o to, żeby dziecko zjadło. Czy chodzi o to, by samo nauczyło się regulowania i odczuwania, kiedy jest głodne, kiedy chce mu się pić.

AlaAntowe BLW

Kiedy więc dostałam do ręki książkę od Ani i Asi, to pomyślałam tylko jedno. Ale dziewczyny, ale teraz? To dla mnie o jakieś 6 lat za późno, nie mogłyście wcześniej? Książka zawiera 150 zdrowych i fajnych prostych przepisów, niby oczywistych, ale jednak z nutką eksperymentalną. Bardzo lubię klasyczną prostą kuchnię, ale tak bym mogła przemycić coś zdrowego, coś innego. Nie brakuje tam mąki orkiszowej, ani kaszy jaglanej. Wierzę, że korzystając z takiej gotowej pomocy, można w łatwy i prosty sposób nauczyć dziecko prawidłowych nawyków żywieniowych. Moje dzieci nie lubią szpinaku, ale kochają kluski śląskie robione przez ukochaną babcię. W książce znalazłam szpinakowe kluski śląskie i już uknułam chytry plan na jutrzejszy obiad. Sama książka jest przepięknie wydana, podzielona na śniadania, obiady, desery. Jest też domowa pizza (dzięki Dziewczyny!).

IMG_0417

IMG_0422

IMG_0423

IMG_0425

Domowa książka kucharska AlaAntkowe BLW to 150 fajnych prostych przepisów. Każdy przepis ma pomocne oznaczenia: bez glutenu, bez nabiału, bez jajka i wegetariańskie. Ważne jest to, że są to przepisy, które można zastosować od samego początku rozszerzania diety dziecka, a jednocześnie są to takie dania, że zje cała rodzina. Składki są proste, nie wyszukane. Przejrzysty spis streści, a nawet indeks na końcu książki. W końcu Ania jest moją koleżanką po fachu. Obie kończyłyśmy polonistykę, więc czuć rękę specjalistki.

Cena: 39,90 zł (regularna cena) a na mamania.pl jest teraz promocja tej książki, pędźcie sprawdzić.