Długo szukałam siebie po urodzeniu dzieci. To, jaką będę matką, nie było mi obojętne. Był czas, że mocno wierzyłam w to, że trzeba za wszelką cenę dążyć do doskonałości. By ciągle się starać, zmieniać, edukować i być coraz lepszą i coraz bardziej perfekcyjną dla swoich dzieci. Jestem Mamą już 6 lat, ale taką Mamą, z którą dobrze się czuję jestem może od 2,5-3 lat. Mniej więcej odkąd pojawiła się Julianka.
Zbyt wysoko ustawiamy sobie poprzeczkę, kiedy wchodzimy w etap macierzyństwa. Nie pomaga nam w tym otoczenie, które przez pierwsze lata naszego bycia Mamą usilnie stara nam się w tym pomóc, mimo że tej pomocy tak naprawdę wcale nie potrzebujemy. Jeśli więc jesteś świeżo upieczoną Mamą przygotuj się na krzyżowy ogień rad i sugestii od wszystkich możliwych osób, które tylko możesz sobie wyobrazić, a potem pomyśl sobie, że Ty i tak masz rację i zrobisz po swojemu. Nikt inny oprócz Ciebie nie wie lepiej, co jest najlepsze dla Ciebie i Twojego dziecka.
Oczywiście słuchanie rad i czerpanie z nich korzyści jest bardzo fajną sprawą, bo w życiu uczymy się także od innych ludzi, często bierzemy to, co dla nas cenne i ważne z cudzych doświadczeń. Nie należy się przed tym specjalnie bronić. Dla mnie ważne w tym wszystkim jest zachowanie równowagi. Branie tego, co jest nam potrzebne, a odrzucanie i zostawianie za sobą rzeczy nam niepotrzebnych, bez negatywnych emocji. To, czego ja się nauczyłam przez ostatnie lata bycia Mamą, to umiejętność korzystania z rad i doświadczeń innych matek bez krytykowania ich wyborów. Uważam, że każdy ma prawo wychowywać swoje dzieci według własnego widzimisię i takie prawo daję też sobie.
Nie jestem więc doskonała. Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam. Nie jestem matką idealną i nawet nie chcę być. Moją potrzebą jest bycie matką autentyczną, prawdziwą, taką, w jaką uwierzą moje dzieci. Taką, jaką będę codziennie, a nie tylko przez 2-3 dni, bo mam lepszy humor i bardziej się staram. Chcę być dla dzieci stabilna. Chcę, by miały pewność, że się nie zmienię, nie będę ani gorsza ani hiper-lepsza, będę taka, jaka jestem na co dzień. Normalna. W byciu Mamą stawiam na szczere relacje z dziećmi. Ale także na dawanie im od siebie dużo wsparcia i empatii. Dzieci dla mnie nigdy nie są złe, co najwyżej nie podoba mi się ich zachowanie. I one o tym wiedzą. Staram się z nimi dużo rozmawiać z naciskiem na “słuchać”, bo one mają teraz dużo do powiedzenia i bardzo łatwo narzucić im teraz własne zdanie. A ja chcę przecież wychować ich na samodzielnych ludzi z własnymi poglądami, a nie hodować swoją kopię, przerzucać niespełnione ambicje czy kreować na kogoś, kim nie są i nigdy nie będą.
Moje dzieci nie muszę się ze mną zgadzać, mogą mieć własne zdanie pod warunkiem, że tym zdaniem nie krzywdzą nikogo innego. W naszym domu rozmawiamy, ale także krzyczymy. Kochamy się i kłócimy. Toczy się w nim normalne życie. Nic nie jest doskonałe, ale jest autentycznie. Nie gramy bajki, nie kręcimy jednodniowego filmu. Polecę teraz banałem: jesteśmy sobą. I tego bycia sobą uczymy dzieci, nie jakoś specjalnie, wystarczy, że pozwalamy im na uczestniczenie i obserwowanie, a także wyciąganie własnych wniosków z naszego życia.