Dziecko. Kiedy przestajemy nim być. A może w pewnych sprawach, nigdy nie przestajemy być dzieckiem. Dużo się mówi o tym, że warto pielęgnować w sobie swoje wewnętrzne dziecko. Ja to rozumiem poprzez dbanie o swoje potrzeby. Każdy człowiek ma potrzeby, a ich niezaspokojenie wiąże się czasem z konsekwencjami, o których nawet nie mamy pojęcia. 

Jest jednak różnica pomiędzy potrzebami rodziców, a potrzebami dziecka. A także jest różnica jak z niezaspokojonymi potrzebami radzi sobie rodzic, a jak dziecko. Dorosły ma o wiele większą zdolność samoregulacji. Nawet jak coś nie idzie po naszej myśli, nie rzucimy się na podłogę i nie będziemy tupać i płakać. Natomiast dziecko działa dla mnie na zasadzie: “Chcę zjeść orzeszka i mieć orzeszka”. Dziecko jak czegoś chce, to chce to tu i teraz. Nie potrafi tego zdarzenia odsunąć w czasie i wcale nie uważam, że to kwestia rozpieszczenia czy wychowania. Bardziej chodzi o to, że jest to jeszcze niedojrzały organizm, który potrzebuje czasu by wykształcić w sobie pewne wzorce zachowań. Potrzebuje czasu by przeżyć życie i go bardziej zrozumieć.

Małe dzieci bardzo szybko potrafią zmieniać swój nastrój. Widzę to po moich dzieciach. Najlepiej funkcjonują kiedy wszystkie ich potrzeby są zaspokojone. Kiedy są najedzone i wyspane to są gotowe do działania. Są wtedy też bardziej chętne do współpracy.  Choć dalej robią to na co mają ochotę we własnym czasie i na swój własny sposób. Trudno im czasem zrozumieć, że ktoś może mieć inne oczekiwania i potrzeby. I wtedy właśnie zaczyna się problem. Nie chodzi o to, że oni się czasem gorzej zachowują. Tylko chodzi o to, jak ja sobie z tym radzę. I dlaczego jest tak, że raz sobie radzę super, nie denerwuje mnie wtedy krojenie piątego banana, na różowym talerzyku, bo wcześniej 3 razy podałam na talerzach o złym kolorze. A innym razem kiedy słyszę prośbę mojego dziecka, to słyszę rozkaz. Słyszę, że ktoś coś chce ode mnie natychmiast. I że ten ktoś nie patrzy na moje potrzeby, nie daje mi przestrzeni na moje sprawy. Wtedy to są bardzo kiepskie dni, w których sobie zwyczajnie nie radzę. To są wtedy takie dni w których ja też nagle jestem dzieckiem i reaguje jak ono, pomimo że przecież jestem już dorosła.

Nauczyłam się jednak, pozwalać sobie na to, że czasem może być trudniej. Kiedy przychodzą takie gorsze dni, to wiem, że po tej burzy zaraz będzie spokój. Co dla mnie najważniejsze, to że zazwyczaj jest tak, że te gorsze dni, ja znoszę już coraz lepiej. Już nie mam w głowie, że to nie wróci, że to na pewno ostatni raz. Tylko wiem, że to znowu się powtórzy, ale mnie już będzie łatwiej. A kiedy mnie będzie z tym łatwiej, to moim dzieciom także. Ponieważ jeśli coś jest dla mnie bardzo trudne, to automatycznie ta trudność przechodzi także na dzieci. I wtedy męczymy się wszyscy razem. Już teraz wiem, że czasem trzeba zrobić krok do tyłu, żeby potem móc zrobić dwa kroki na przód.

Chciałabym, żebyś teraz usiadł/a i pomyślał/a, co w zachowaniu Twojego dziecka jest dla Ciebie najtrudniejsze. Dla mnie aktualnie najtrudniejsze jest wieczorne kładzenie spać mojej 4,5 latki. Po zmianie przedszkola i obowiązkowej drzemce. Dziewczyna ma niekończącą się energię. Wieczorne usypianie trwa bardzo długo, mam wtedy wrażenie, że czytam piąty raz tę samą książkę. A nie, w zasadzie to nie mam takiego wrażenia, ja ją naprawdę czytam po raz piąty. Potem jest smyranie po pleckach, potem jest wałkowanie się po łóżku, przytul mnie Mamo, ale nie całuj. Leż koło mnie, ale mam za mało miejsca…

Jednym słowem, jak zjeść orzeszka i mieć orzeszka? Ja tego jeszcze nie wiem, ale ciągle się uczę. A Ty?