Podobno tego co złe się nie pamięta. Te złe chwile przestają w nas żyć w momencie kiedy wychodzimy na prostą. Mogą te wspomnienia czasem wrócić, ale będą one coraz słabsze, a z czasem zapomnimy o nich całkowicie. Tak to jest w przypadku kolek, ząbkowania, nieprzespanych nocy. To żyje w nas dopóki to trwa, na bieżąco. Potem, już się tego tak nie pamięta.

Oczywiście mam gdzieś w głowie kolki, które przeżyłam z Kubą. Pamiętam, że chyba nie było łatwo. Pamiętam nawet jakieś ataki około 4-5 rano. Co z tego, jeśli to już minęło, nigdy nie wróci i już mnie to nie dotyczy. To wszystko mija. Jednak kiedy kończy się jedno, zaczyna się drugie. Okres ząbkowania u Julianki to nie był fajny czas. Pomogła nam wtedy chusta. Całymi dniami ją wtedy nosiłam i to był jedyny sposób, by te jęczenie i marudzenie łagodzić. Jak przez mgłę, a jednak pamiętam skrajne zmęczenie spowodowane nocnymi pobudkami i atakami płaczu z niewiadomego powodu. Zazwyczaj zawsze ten powód miał swoje źródło. Cała sztuka polegała na tym, by go znaleźć i na niego prawidłowo odpowiedzieć.

IMG_0871

Pamiętam tę zieloną chustę z lnem i ten dzień, który Julianka spędziła w chuście. Nie wiem czy wyżynała się trójka czy czwórka. Na pewno jakiś ząb próbował zrujnować nam dzień, wydostając się na zewnątrz. Tylko na rękach Juli była spokojna. Nie dało się jej odłożyć nawet na minutę, bo od razu skutkowało to mocnym protestem. Cóż innego mogłam zrobić jak nie nosić cały dzień i jakoś to przetrwać. Przetrwałam.

W tych trudnych chwilach, które już doświadczyliśmy z dziećmi i w tych które jeszcze przed nami, warto pamiętać, że to wszystko minie. Choć wiem, że to bardzo słabe pocieszenie. Warto też skupić się na tym jednym konkretnym dniu, dożyć do wieczora, usiąść na kanapie z myślą: Jest! Udało się, już po wszystkim. Nie dumać, nie katować się myślą, a co będzie jutro. Bo jutro jeszcze do nas nie należy.

Moje dzieci już wyrosły z ząbkowania, kolek i zarwanych nocy. Gdzieś pod pewnym względem mam już z nimi lepiej, łatwiej. Ale to nie oznacza, że nie bywa trudno. I kiedy miałam przed oczami wizję wakacji, kiedy to wiedziałam, że nie ma przedszkola, ani szkoły i jestem z nimi sama, a mąż w pracy. To nie myślałam, jak ja przeżyję sierpień. Tylko myślałam. Środa. Co będziemy robić w środę?

I to tak leciało, aż doleciało i już nie pamiętam nawet, że się tym martwiłam. Uwierzcie, że te kolki, wyżynające się ząbki, bóle brzuszka. To są sprawy na, które czasem trzeba szybko zareagować, czasem przeczekać. Jednak nie są to kwestie, które w jakiś sposób kształtują nasze dzieci. Wpływają na ich rozwój. To jest po prostu normalne i dzieje się, czy z naszym udziałem czy bez.

Prawdziwe trudności zaczynają się później. I ja właśnie czuję, że wkraczam z moimi dziećmi na zupełnie inny poziom komunikacji i życia. Kiedyś musiałam podjąć decyzję, w co ubrać, gdzie iść na spacer, co podać do jedzenia. Teraz muszę odpowiedzieć dziecku na pytania, pomóc mu zdobyć wiedzę, pokazać jak ma kierować swoim życiem i być szczęśliwym człowiekiem. Cały czas nie wiem, ile mogę ingerować w tego młodego człowieka, by uczyć go, a jednocześnie nie narzucać własnej myśli. By wspierać, ale zostawić mu własną przestrzeń. By pokazać granice, a jednocześnie pozwolić na wolność. By uchronić od błędów, ale jednocześnie pozwolić mu je popełnić.

Jedno jest pewne, rodzicem jest się raz. I mamy tylko jedną szansę. Staram się z niej skorzystać, choć nie zawsze wychodzi.

IMG_0894 IMG_0897IMG_0922