Czy zastanawialiście się kiedykolwiek co jest tak naprawdę najfajniejszego dla dziecka w bujaniu go, kołysaniu, huśtaniu, kręceniu i generalnie we wprawianiu go w ruch? Pech chce, że to dla nas jest równocześnie najbardziej monotonna czynność, podczas której szybko się męczymy i nudzimy. Już wiecie o co chodzi? O powtarzalność. No bo ile można bujać dziecko w leżaczku, ile można kołysać w tym samym rytmie na rękach, ile można wirować z nim kółko, lub po prostu ile można chodzić po domu z dzieckiem na rękach, bo ono chce oglądać świat.

Ruch i jego powtarzalność (specyficzny rytm, który temu towarzyszy zwłaszcza jeśli spacerujemy z dzieckiem na rękach, czy w chuście) ma dla dziecka ogromne znaczenie, nie tylko dla rozwoju zmysłu równowagi. Potrzeba ruchu, powtarzalności, ona się pojawia o wiele wcześniej niż nam się wydaje, bo już w okresie ciąży. Przeczytajcie sobie na ten temat bardzo fajny wpis Oli z Róża marzy „Mamo, w ciąży leżąca bujaj się”.

Wracając trochę do teorii. Układ przedsionkowy zwany także zmysłem równowagi jest w głównej mierze odpowiedzialny za nasze odczucia związane z grawitacją, ponadto ma ogromne znaczenie dla rozwoju dziecka także w przyszłości w szkole podczas nauki, ale o tym, to nie dziś. Moment narodzin dziecka to czas kiedy maluch zaczyna rozwijać swoje umiejętności na płaszczyźnie grawitacji, za tym idzie rozwój napięcia mięśni, kontrola postawy itp.

Nasz mózg rozpoznaje ruch i utrzymuje równowagę. Możemy bardzo szybko się poruszać, biegać, skakać, a nasze ciało i ruch oczu nadąża za naszym działaniem. Dzieje się to właśnie dzięki układowi przedsionkowemu, który doskonale wyczuwa kierunek siły ciężkości i ruchu, pomaga nam dostosować pozycję głowy i całego ciała. Dzięki temu to co robimy jest płynne i nie tracimy równowagi. No, zazwyczaj.

Dzięki jednostajności ruchu i jego powtarzalności w rozwoju dziecka zachodzą bardzo potrzebne zmiany, które w przyszłości będą pomocne jeszcze przez długi czas, jeśli nie przez całe życie. Dopóki dziecko nie potrafi poruszać się samodzielnie, nie może jeszcze samo jeździć na rowerze, hulajnodze, grać w piłkę. Umożliwiajmy dziecku poruszanie się. Nie chodzi teraz o to, że mamy go dzień i noc bujać, chociaż znajdą się dzieci, które byłyby z tego powodu bardzo zadowolone. Ruch wprawia malca w dobry nastrój. Czy znacie jakieś niemowlę, które będzie niezadowolone z powodu kołysania na rękach? Czy znacie jakiegoś dwulatka, który nie będzie chciał być bujany na huśtawce? To wszystko idzie za potrzebą dziecka i z niej wynika. Warto to siebie uświadomić, wtedy może mniej będziemy się zastanawiać nad tym, dlaczego to dziecko potrzebuje, a bardziej skupimy się na tym, jak możemy tę potrzebę zaspokoić.

Zdaje sobie sprawę, że samodzielne odpowiadanie na potrzeby dziecka, jakim jest bujanie i kołysanie, ogólnie noszenie, nie jest prostą sprawą. Ale już dawno stwierdzono, że do wychowania jednego dziecka potrzebna jest cała wioska. A my jesteśmy sami i w dodatku mamy tylko dwie ręce. Które to bardzo często są po prostu zajęte, bo jakoś bujać trzeba.

Noszenie w chuście jest odpowiedzią na potrzebę noszenia na rękach, bujania, kołysania, na utrzymanie powtarzalności ruchu. Chusta niesie ze sobą rytm, zazwyczaj jest on kompatybilny z ruchem i rytmem z okresu ciąży. Dlatego tak łatwo i tak szybko uspokaja dziecko. Ono trochę znów myśli, że jest w brzuchu mamy, że nic mu nie grozi.

Chusta to narzędzie, to najprostsze narzędzie bliskości, dające ruch, rytm i powtarzalność. To wszystko jest niezbędne dla rozwoju dziecka od urodzenia do minimum 3-4 miesiąca życia jeśli nie dłużej. Nie mówię, że chusta jest tu jedynym rozwiązaniem, ale jest pewnym ułatwieniem. Nie musimy oczywiście z niego korzystać, ale jeśli się na chustę nie decydujemy warto poszukać innego sposobu na zaspokojenie potrzeb dziecka. I to wcale nie oznacza, że bez chusty będzie to trudniejsze. Będzie po prostu inne.