Pusty dom, za oknem mżawka przylepiająca się do skóry. Godzina 7:30 zimna już kawa, nie wypita z paprochem w środku. Jedyna przecież, nie można wypić drugiej. Nie ma już nikogo w domu. Mąż dawno poszedł już do pracy, musi zdążyć przed korkami. Inaczej nie wyrobi normy i nie uda mu się wyjść o jakiejś ludzkiej porze, by na 18.00 wrócić do domu. Na kąpiel. Dla niej ta 18.00 to jest cała wieczność. Do 18.00 zaliczy kilka karmień, przebrań pieluszki, ze 3 rzygi na swoją koszulkę. Kiedy przebierasz dziecko, bądź prawie pewna, że za chwilę będziesz musiała przebrać i samą siebie. Koło południa spacer po osiedlu, może trochę dalej. Nie za daleko, bo co zrobi jak się rozryczy i nie zdąży wrócić z nim do domu.
To nie tak miało wyglądać, nie tak miało być.
Mama, czyli babcia gdzieś na podlasiu, za daleko by przyjeżdzać do Warszawy, była zresztą i na szczęście już pojechała. Nic nie rozumie. Nie rozumie, że ona ma dziecko, które ciągle płacze, które nie chce spać. Słyszała tylko, że się nie najada, że pewnie ma za chude mleko. No i nie możesz go tak ciągle nosić, bo się przyzwyczai. Wcale go nie chce tak nosić, ale co ma zrobić jak on śpi tylko na rękach, kołysany. Jak próbuje go odłożyć to się budzi, więc już nie odkłada. Na teściową nie ma nawet co liczyć.
Na Instagramie kolorowy świat
Jedną ręką podczas karmienia przegląda Instagram na telefonie. Instamatki, instadzieci, instażycie. Nie jej. Jej tak nie wygląda. Ją rzeczywistość przytłoczyła. Zabrała kolory. Macierzyństwo zrobiło psikusa. W rogu pokoju stoi śliczne łóżeczko, nad łóżeczkiem girlandy, obrazki. Jak z żurnala, do sesji namalowany świat. Ona też może zrobić zdjęcie. Wrzucić z hasztagiem #matka #newborn #love Bezdzietne koleżanki umrą z zazdrości. Tyle, że to będzie fałsz, bo ona tego nie czuje. To nie jej świat.
Samotność we własnym domu
W dzisiejszych czasach budowanie rodziny, trzeba zacząć od samotności. Trzeba się dobrowolnie skazać, na roczne wykluczenie ze społeczeństwa. Pozbawić przyjemności wychodzenia na miasto, czy do kina. Trzeba być w tym wszystkim samym, bo nie ma nikogo kto mógłby lub chciałby z nami być. Rodzina za daleko, zajęta lub nie poczuwa się do obowiązku. To nie czasy wspólnego mieszkania z rodziną, życia z pokolenia na pokolenie. Czerpania wiedzy i siły od mądrych babć.
Chwile szczęścia
Są jednak momenty, kiedy patrzy w oczy dziecka i wszystko jej odchodzi. Oczy robią się wilgotne, tym razem od przepełniającego ją szczęścia. Ale to tylko chwile, zbyt krótkie i rzadkie by mogły wystarczyć na cały dzień. Chwile, których nie ma z kim podzielić. Opowie je wieczorem ojcu dziecka. A rano znów wypije do połowy średnio ciepłą kawę.
37 komentarzy Matki uwięzione w domach
Karolina Lewandowska
Poryczałam się.
Monika Luniak
Ja też.
Milena
Bardzo poruszający wpis, nie utożsamiam się z nim całkowicie ale dla mnie często czas do powrotu Męża to całe wieki i mogę sobie wyobrazić że wiele kobiet tak żyje.
Marta
Gdy zostałam mamą rok temu czułam rozczarowanie. Nie wiedziałam, że będzie aż tak ciężko. Nie szło nam karmienie, synek nie chciał sam spać. Również “nie najadał się” i “miałam za chude mleko”. Zamiast radości, czułam się jakoś nie na miejscu, wiedziałam jak zająć się dzieckiem, kiedy przebrać, miałam w co ubrać. Ale na początku było ciężko. Nowa sytuacja mnie przytłoczyła, mimo, że od początku wiedziałam, że kocham syna nad życie. Potrzebowałam chwili żeby oswoić się z nową sytuacją. Z tym, że niekoniecznie życie realne jest takie jak właśnie opatrzone hashtag’ami. A tych się naoglądałam…i w sumie bez sensu. Nakarmiłam się kolorowymi obrazkami, w których nawet kolory nie były prawdziwe, tylko z filtrem… Teraz wiem, że mam największe szczęście. Zdrowy syn, który zaczyna chodzić i mnie potrzebuje. Pokazuje to na każdym kroku, a każdy jego uśmiech, gaworzenie jest największą radością. A pierwsze dni, tygodnie…każda z nas musi przez to przebrnąć. Jedna matka zniesie lepiej taką zmianę, inna troszkę gorzej. Grunt to obserwować siebie, prosić męża o obserwację…bo czasem smutki, smuteczki i hormony prowadzą na boczne drogi, z których potem gorzej wrócić.
Justyna K
Tytuł taki prawdziwy do tego co ja czuję. Mąż niestety pracuje często od 7 do nawet 22, z godzinną przerwą w domu. Niby mieszkamy z dziadkami na parterze, ale oni aktywni zawodowo więc w zasadzie całe dnie spędzam sama z synem. Nie mam przed sobą perspektywy powrotu do pracy, bo moja umowa skończyła się w trakcie rocznego macierzyńskiego. Znaleźć nową – w naszym mieście nie ma żłobka, nie ma nawet klubu dziecka ani chętnych pań do opieki, bo miasto ma najmniejsze bezrobocie w regionie. Poza tym po znajomościach pytani pracodawcy odpowiadają zgodnie – jak skończy Pani rodzić i odchowa to nie ma sprawy – synek ma 14m-cy i każdy obawia się kolejnej ciąży. Oczywiście mądre osoby mówią aby wykorzystać ten czas na rozwój, naukę – tylko z doświadczenia wiem, że to się łatwo mówi. Koleżanki? Pracują, mają czas wieczorem, a ja wieczorem mam mycie i usypianie, czasem męża o 20:30 w domu. Pozostają inne mamy z dziećmi – jeśli żadne z nich nie ma akurat kataru, kaszlu i czegoś tam jeszcze. Nie łatwo jest być mamą w tych czasach nawet mieszkając z dziadkami.
Ala
Dziewczyny,
życie jest zbyt piękne. Macie dzieci!!! Wraz z nim odrywajcie świat! Wyjdźcie z domu! Idźcie na spacer i otwórzcie buzię do innej matki! Umówcie się na wspólny spacer i “ploty”. Wyjście nie musi dużo kosztować. Takich mam jak wy są tysiące. Ten rok z dzieckiem może być najpiękniejszym rokiem w Waszym życiu. Dzięki temu, że matki potrzebują kontaktu z innymi matkami powstają Kluby dla Mam i Tatusiów – Kluby dla rodzin. Sama też taki prowadzę w Warszawie na Bielanach.
Nie ma co czekać na męża do 18:00 (on też przychodzi zmęczony i czasem wkurzony), trzeba zadbać także o swoje potrzeby i oczywiście dziecka. W małych miejscowościach to też jest możliwe. Jedyne co potrzeba to DOBRE CHĘCI i pozytywne nastawienie. Nie jesteście same. Wystarczy znaleźć miejsce – sala w domu kultury, świetlica, może sala w jakiejś szkole (w weekendy), przy pięknej pogodzie, place zabaw. Poszukajcie kogoś, kto myśli podobnie – PAMIĘTAJCIE W KUPIE SIŁA! Rozmawiajcie z władzami, samorządem, wójtem. Dajcie dobre przykłady. DZIEWCZYNY świat należy do WAS. Jak nie WY to kto? Chcecie, to znaczy że możecie. Nie ma co bidolić. Wierzcie mi, że to da się zorganizować bez nakładów finansowych, a potem to już samo płynie.
Macie czas – to same sprawdźcie 😉 http://www.mamyczas.wordpress.com i FB – Mamy z Bielan.
DZIEWCZYNY JESTEŚCIE MATKAMI – MACIE SIŁĘ. TO WY JESTEŚCIE DROGOWSKAZEM DLA SWYCH DZIECI.
asia
Zgadzam sie z Tobą. Dziękuję, ze to napisałaś. Bo artykuł mnie przygnębił. nie podoba mi się. Nie ma w nim światła. Jestem mamą 2,5 latka i roczniaczki więc też doświadczam trudów. Ale nie zgadzam się na taki artykuł. Sama nie wiem do końca co mi tak przeszkadza ale to jest za czarne. Skąd nadzieja? No i te mamy w chustach jako ilustracja – przecież właśnie dzęki chuście można dużo wiecej. I nie jest się uwiązanym w domu. Wszystko we mnie krzyczy nie na tak napisane słowa. Za ciężko…
Kasia
Cześć dziewczyny ,
ja też nie zgadzam się z artykułem – jestem mamą czterotygodniowej Poli – jest dużo nowych obowiązków i zarwane , dziurawe noce . Pola ma kolki więc wiem co mówię . I wiecie co? dla mnie to jest piękny czas … Pozdrawiam wszystkie mamy – głowy do góry !
Ola
Martek, strasznie prawdziwie piszesz. Ja jak wróciłam z Maleńka do domu – w mieszkaniu bałagan totalny… Zaraz w oczach świeczki – i pytanie: Jak my sobie poradzimy?! Mąż – zapracowany. Moja Mama – sparaliżowana. Teściowa – prawie osiemdziesiątka na karku i nie widzi za dobrze. No jednym słowem kicha totalna…
Ale daliśmy radę. Daliśmy radę we trójkę! Karmiłam Małą piersią prawie do 3 roku życia. Jak miała rok – wróciłam do pracy. Może odżyłam? Nie wiem. Ciężko było. Teraz też jest ciężko i tęsknię za Nią codziennie w pracy, chociaż nasze dziewczyny skończyły już przecież 3,5 roku 😉 I toczy się ten śmieszny kołowrotek życiem zwany… Nowe chwile radości, nowe smutki… Życie.
Marta - Zamotani.pl (author)
Ola, strasznie prawdziwy komentarz 🙂 dziękuję! Tak myślę, że tyle na nas spada, ile mamy siły to udźwignąć. Gdyby było inaczej to nie miałoby to sensu. Ja wierzę, że zawsze jest coś po coś.
zlotooka
Aż mi łzy w oczach stanęły… Bardzo trafny wpis, Marto. Dla mnie ta samotność była straszna. Zwłaszcza pierwsze 3 miesiące, kiedy to jeszcze miałam wpojone, żeby unikać kontaktów, bo noworodek się może zarazić, zachorować… Potem było łatwiej, poznałam inne mamy z okolicy i z netu 🙂
Ale zgadzam się – nie tak to powinno wyglądać, to jakieś chore.
Marta - Zamotani.pl (author)
Czasami same się w to wpędzamy, czasami życie nas wpędza. Brak wsparcia też nie ułatwia sprawy.
martamd
Dziękuję Ci. Nazwalaś to, co czuję. Czuję, że przegrałam życie. Inaczej miało to wyglądać. Złote rady mozna sobie wsadzić w tylek przy moim trudnym synku.
Nie mam żadnej radości z macierzyństwa. Gdyby nie było dziecka bylabym szcześliwsza 🙁
Betka
Mój Boże, strasznie smutne to, co piszesz, musi być Ci potwornie ciężko. Nie wiem, gdzie mieszkasz, ale może można Ci jakoś pomóc? Chociaż radą, dobrym słowem? Jak piszesz, że synek jest trudny, to chodzi o jakaś nie daj Boże chorobę, czy może o “nieodkładalność”? A może jest tzw. “high need baby”? Odezwij się, może uda się znaleźć sposób na jego “trudność” i może zrobi Ci się lepiej?
Ola
Mi rownież łzy napłynęły do oczu a pogodzenie sie z nowa wyżej opisana sytuacja zajęło mi ok. 6-7 miesięcy. Potem z dnia na dzien bylo coraz lepiej
Ola
Martuś zapomnialas jeszcze o dodaniu prozaicznej rzeczy, ze podczas drzemek dziecka nie wiadomo czy iść sie w końcu umyć, zjeść spokojnie śniadanie, odpocząć czy w końcu spokojnie (za przeproszeniem) sie wysrać…. 😔
Wyrodna-Matka
Dużo w tym prawdy. Nie mam znajomych dzieciatych, mąż pracuje długie godziny, babcia blisko, ale też pracuje. Czuję się często wykluczona z życia, które się toczy. Odczuwam to kiedy gadam z koleżankami z pracy, lub kiedy widzę kolejne zdjęcie moich kumpel z jakiegoś wyjścia/spotkania.
Mimo wszystko bardzo kocham moje dziecko i uważam, że jest najlepszym co mogło mnie spotkać. A że czasami po całym dni, w którym de facto nic nie zrobiłam czuję się jakbym przerzuciła tonę węgla…to inna sprawa. Wtedy sobie myślę, że wszystko się zmienia i że będzie lepiej. I że wrócę jeszcze do tej pracy i będę tęsknić z Maluchem takim jaki jest teraz.
MultiMatka
Prawdziwe to jednak… Ja to przeżyłam z 1 i 2 dzieckiem. Z 3 jest już inaczej. Nie boję się wyjść, ale też i mam gdzie wyjść. Nie oszukujmy się – nie wszędzie są miejsca, gdzie matki, szczególnie z małymi dziećmi są mile widziane. Na pewno się da, ale nie zawsze. To taka gorzka prawda. Mnie najbardziej boli brak wspólnoty, wsparcia. Jak potrzeba pomocy, to się okazuje, że dzieci są tylko moje “chciałaś, to masz”… A jak rad nie potrzeba, to nagle dzieci są wszystkich, wszędzie same ciocie i oczywiście każda “pomoże” niepotrzebnym poradnictwem.. Wyszło trochę czarno, ale nie wszędzie jest Warszawa..
Mloda mama
Dokladnie to co czuje. Nigdy nikomu nie przyznalam sie ze jest mi z tym czasami bardzo zle, ale tym razem pokazalam ten tekst mezowi , powiedzialam ze to 95% mojego zycia…. przytulil mnie. A nastepnego dnia znow zimna kawa… jak dlugo? Byle do wiosny…
ola
Bez przesady, caly rok na pewno tak nie wygląda. Pierwsze trzy – cztery miesiące moze tak, ale potem mozna sie juz z sobą i dzieckiem ogarnąć… Ja leczyłam u mojego 10 dniowego dziecka ostrą infekcję układu moczowego, a w tym czasie 2-letnia córeczka mojej siostry umierala na raka. Jej mąż też pracował do 18 bo musiał. Zastanówcie się zanim zaczniecie narzekac na zimną kawę….
Marta - Zamotani.pl (author)
To bardzo trudna sytuacja o której piszesz, niewyobrażalnie ciężka. Chyba wiem, co chcesz przekazać innym Mamom, co jest w tym wszystkim najważniejsze. Myślę jednak, że każda sytuacja jest inna i każda trudność inaczej odbierana. Trochę tutaj w tym wpisie pisałam o głębszym problemie, chcąc zwrócić na to uwagę.
Karolajna
Teraz szybko sie ogarnelam z 2 córcia, ma 10 tyg a ja się nie zastanawiam czy wyjść, tylko gdzie wyjść. Ucze sie teraz chustowania zeby moc robic wiecej i szybciej, zeby miec dla mojej malej czas. Nie posprzatam? Trudno, nie ugotuję? też trudno. Coś się tam zje 🙂 ale z 1 to była męka, 9 lat temu nie było tak zorganizowanego fb, nie było grup typu Mamusie z…. Teraz się realizuje, wróciłam do szycia, czytania, córcia prytulona do piersi a ja się relaksuje. I co ważne na wycieczki nie muszę nic zabierać byle jestem z nią i mogę dac jej cycusia. To jest piękne i o ile mnie pracochłonne
BOTAKowo
Wiem, że dzieci są różne, podobnie jak sytuacje, ale to co piszesz jest przerażająco smutne! Moja córka ma 7 miesięcy, siedziałam z nią w domu 2 tygodnie. Po tym czasie zaczęłam normalnie żyć, dziecko “pod pachę”, do samochodu, w chustę i świat stoi przed nami otworem. Mąż pracuje, żadnej pomocy od rodziny nie miałam, a jeszcze psa na głowie, z którym trzeba wychodzić na spacer. Czytałam ten wpis i czekałam na jakieś szczęśliwe zakończenie, a tu dupa! Jeśli faktycznie tak wygląda u niektórych z Was macierzyński to, dziewczyny, na miłość boską, zróbcie coś z tym! Ograniczenia są tylko i wyłącznie w Waszej głowie, a z dzieckiem można normalnie funkcjonować, zwłaszcza z niemowlakiem, którego jeszcze nie trzeba gonić i prowadzić publicznych dyskusji. Wiadomo, że są trudne momenty, ale możemy je zminimalizować, bo wszystko jest w naszych rękach. Matki to w końcu SuperBohaterki! 😉
Alicja
Kiedy czytalam ten wpis kilka miesięcy temu, plakalam. Było mi ciężko. Nie miałam złudzeń, że będzie plaża, ale jednak przygniół mnie ciężar tego, jak bardzo sobie nie radzę. I było mi tym gorzej, im więcej przykładów radosnego macierzynstwa widzialam oraz im więcej otrzymywalam porad. Nie zrozumienia, a porad. Musialam się odciąć. Od mam na spacerach, w klubach, od znajomych. Tak do konca się nie da, ale tyle, ile można. Dziś, po 6-ciu miesiacach, mogę powiedziec, że jest nam lepiej. Płaczu o wiele mniej, za to więcej spokoju i radości. No i wiary w siebie.
Ewe
Dziewczyny.. znam to z autopsji.. i owszem czułam sie wykluczona.. samotna.. ale tylko przy pierwszym dziecku. Przy drugim wzięłam sprawy w swoje ręce, zaczęłam wychodzić.. poznawać inne mamy.. sama zabiegałam o spotkania.. sama organizowałam sobie czas.. za chwilę pojawi się trzecie dziecko.. i nie mam zamiaru siedzieć zamknięta w domu.
Ania
Jakie to prawdziwe… ja dodatkowo oprócz karmienia i ulewania mialam do ogarnięcia 3-łatkę i budowę! mąż zapracowany to ja ogarniałam tematy ogólnobudowlane, wyceny materiałów, dostawy.. w międzyczasie karmienie, pieluchy… totalny zawrót głowy.
Ola
Tak to właśnie wygląda…
Aga
Komentarze pokazują że dziewczyny depresji nie miały. “Wszystko w twoich rękach”, dziecko pod pachę, czy grupy na fb nie pomagają gdy człowiek trafi w czarną odchłań, a wsadzenie dziecka w fotelik samochodowy czy wózek prawie zawsze kończy się straszliwym płaczem. Wtedy wszystko wydaje się niemożliwe, wyjście do lekarza wyprawą na księżyc, i tym bardziej wydaje się człowiekowi że życie się skończyło i NIC już nie mogę zrobić, nigdzie wyjść i nic dobrego mnie już nie czeka. Zimna kawa to pikuś.
GST
Dokładnie tak się czuję z 3-miesieczną córeczką. Moi rodzice pracują, teściowie są tysiące kilometrów stąd, mąż w pracy. Siedzę sama w domu z dzieckiem i mam poczucie uwiązania na łańcuchu. I co z tego, że mogę wyjść na spacer – łażenie samej z dzieckiem po osiedlu jest równie pocieszające, co gapienie się w ścianę w domu. Znajomi albo mają odchowane dzieci i są w pracy, albo nie mają dzieci i trzymają się z daleka. Kluby Rodziców? Inne mamy? Fajnie, ale w dużym mieście obcy ludzie ze sobą nie gadają, więc nic z tego nie wynika…
Marta - Zamotani.pl (author)
Mnie swojego czasu pomógł bardzo Internet, różne grupy, które łączymy matki, które potrzebowały kontaktu z kimś innym niż tylko dziecko.
Sonia
Poryczałam się. Tak, czuję to. Jestem strasznie szczęśliwa, tego chciałam, ale czasami tak to wygląda. Próbuję wychodzić, być kreatywna, ale mi brak siły na to…
Hania
O jeny, matki-polki-cierpiętnice… i każdy tego typu wpis przekonuje kolejne rzesze kobiet, że to normalne. No to ja jestem nienormalna. Nie szło nam karmienie, przeszliśmy na butlę. Szczęśliwa ja i jeszcze szczęśliwsze, bo najedzone dziecko. 2 tygodnie po porodzie zaczęłam rozruch zawodowy, bo dostawałam do głowy między pieluszką, a butelką. Dziecko ma dwoje rodziców i KAŻDE z nich potrafi się równie dobrze nim zająć. Przekichane mają kobiety samotnie wychowujące dzieci (choć część też ma to na własne życzenie). Opisana sytuacja to jakaś pochwała nieudacznictwa i tyle. Ps. Nie wiem, jak tu trafiłam, pewnie przez jakąś reklamę na Facebooku. Bo przecież jak się ma małe dziecko to trzeba dzielić los matek cierpiących i uwielbiać tego typu blogi… ble…
Aga
Jakie to prawdziwe. Nikt tego nie rozumiał, kłótnie z mężem ciągle o to samo bo on nie rozumie moich pretensji i tego że wieczorem nie mam ochoty na uśmiech bo dzień nie był dla mnie radością. Kocham mojego synka Ale mam wrażenie że się nie nadaje na matkę. Mimo Że wróciła do pracy to nadal nie bawi mnie moje życie.
LadyB
Jej. Jakbym czytała o sobie. Nie robię z siebie cierpiętnicy. Zaciskam zęby i lecę z obiadkami i zabawami. Ale po półtora roku mam dość. Na początku łudziłam się, że to przejdzie. Nie cierpię swojego życia. Nie jest ono ani trochę lepsze, niż przed ciążą. Nio może tylko tyle, że ma kto po mnie dziedziczyć. Nie cierpię się za to, że dałam się nabrać na „cudy” macierzyństwa. Jak chcesz dobrze wykonywać swoją rolę, a nie lecieć po musikach, nianiach i wypłakiwaniu się do snu, to się zajedziesz. A ja nie umiem odpuścić. Plus mąż, który żyje jak przed dzieckiem- koledzy, gry, praca. Na moje próby zwrócenia uwagi- Nio przecież on pracuje i musi wypocząć. A ja kurcze co?!?!? I tak grochem o ścianę:/ ech
Marta - Zamotani.pl (author)
Lady, dołącz do naszej grupy wsparcia dla Mam – Zamotani, na fb 🙂 nie jesteś sama
MatkaPolkaZagraniczna
Bardzo dobrze, że taki tekst został napisany. Jestem bardziej niż pewna, że wiele kobiet tak właśnie ma na macierzyńskim. Czegoś jednak mi brakuje. Czego? Światełka w tunelu. Bo całość jest o tym że jest do dupy. A w cale nie musi. Jest 2020, 5 lat po napisaniu tego tekstu i mam nadzieję, że dziewczyny dajecie radę.
Moja mała ma 11,5 tygodnia. Partner pracuje na zmiany, ale czaem jak wyjdzie na popołudnie to idzie na rano, a my same, we dwie. Co robimy? Wychodzimy na spacery, mimo że pada deszcz. Pakuję ją w auto i jeździmy, żeby tylko nie siedzieć w domu. Spotykamy się też z innymi mamami, żeby nie siedzieć w domu. Wiele tu pomaga Facebook, bo kilka grup tu czy tam i jest łatwiej. Głowa do góry i byle do przodu.
X
Wyobraźcie sobie mamę, która mieszka na zabitej dechami wiosce z której nie ma jak się wydostać, bo nie funkcjonuje tam komunikacja zbiorowa, a ona nie ma prawa jazdy.
Wyobraźcie sobie mamę, która ma trójkę dzieci i radzi sobie z nimi świetnie. Jest mistrzynią organizacji i chętnie by je gdzieś zabrała, ale nie może gdy taty nie ma. A tata musi pracować.
Wyobraźcie sobie mamę, która jest szczęśliwa, że ma dzieci i całą trójkę zaplanowała i bardzo chciała je mieć, ale nie chce z nimi siedzieć non stop. I nie może tego powiedzieć głośno, bo przecież “sama chciałaś! Jak to jesteś smutna?”
Tak drogie Mamy, mamy prawo być smutne, złe. Mamy prawo czuć się samotne i odizolowane. I nie ważne czy nasze dzieci są w pełni zdrowe czy nie. I nikt nie powinien nas oceniać i krytykować.
Przykre, że o swoich emocjach musimy po cichu pisać w internecie. Incognito. Bo przecież nikt nie może wiedzieć, że tak się czujemy prawda? My wyrodne matki…