Cztery lata temu napisałam pierwszy wpis na blogu. Wtedy też byłam świeżo po skończeniu kursu doradcy noszenia ClauWi – Szkoła Noszenia. W głowie miałam pełno ideałów. Z nimi ruszyłam w świat. Szybko rzeczywistość zweryfikowała moją wiedzę. A może inaczej, uzupełniała ją. Jako doradca noszenia w chuście stawałam się coraz bardziej kompetentna, intuicyjna, ufająca sobie i rodzicom. Lata pracy nauczyły mnie, że konsultacje z chusty nie zawsze są po to, żeby faktycznie nosić dziecko. Rodzice, których spotkałam na swojej drodze (a uważam, że miałam wybitne szczęście do ludzi) pokazali mi tak liczne modele potrzeb i możliwości i tego, dlaczego chcą się o tej chuście czegoś dowiedzieć, że wiem, że nie ma modelu, który się powtórzy. Każda historia o noszeniu może być podobna, ale żadna nie będzie taka sama. 

Mam za sobą kilkaset spotkań z rodzicami. Jeszcze więcej godzin spędzonych na ćwiczeniach, nauce, wspieraniu. Myślę czasem ilu z tych ludzi pomogłam naprawdę, czy były takie spotkania, że ktoś był rozczarowany. Czy mogłam coś zrobić lepiej. Zawsze daje z siebie tyle ile wydaje mi się, że potrzebuje rodzic czy dziecko. Widzę, że to jest tak, że każdy potrzebuje czasem trochę innej formy spotkania ze mną. Zdarza mi się trafiać na konsultacje, gdzie się śmiejemy, gdzie chusta niesie radość. Gdzie wszystko jest oczywiste, układa się w całość i spełnia oczekiwania. Są też te bardziej gorzkie spotkania, gdzie tej Mamie jest tak trudno odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości i ona jest tak strasznie w tym sama, że naprawdę nie potrzeba, żebym jeszcze ja była po drugiej stronie, a nie z nią. To są dla mnie najważniejsze konsultacje, tu czuję ogromną potrzebę niesienia pomocy i wsparcia. Czasem po prostu przez wysłuchanie, przez powiedzenie, że widzę jak jej trudno. Nie przez próbę zrozumienia, bo czy ja mam prawo cokolwiek rozumieć. Mnie się może tylko wydawać.

Nie mam tak, że jadę na konsultację i myślę, znowu to samo. Choć uczę w zasadzie cały czas tego samego, staram się tą wiedzą manipulować. By była ona ciekawa nie tylko dla rodzica, ale także dla mnie. By nie popadać w rutynę. Staram się też czasem wcale nie być profesjonalistką, by nie dać komuś poczucia, że mają do czynienia z kimś kto przyjechał ich krytykować i oceniać jak noszą. Warto czasem stanąć trochę z boku siebie i popatrzeć na swoje działania.

Jestem teraz u przyjaciół pod Katowicami. Bardzo mała miejscowość, wokół las. Domy,  ogródki i mnóstwo dzieci, przyjechałam razem ze swoimi dzieciaki, spotkać się z ludźmi, których nie widzę przez cały rok. I nawet tu dopadła mnie możliwość pomocy komuś. Nie miałam ani lalki, ani chusty. Ale miałam siebie. Na spokojnie pokazałam jak pracować z chustą, pomogłam zamotać małą dziewczynkę, która ewidentnie dużo potrzebuje być przy Mamie. Już po wszystkim ta Mama mówi do mnie: “A Ty w zasadzie czym się zajmujesz?”. Odpowiadam, że no właśnie tym co teraz robiłyśmy. Jestem doradcą noszenia w chuście. I wtedy zrozumiałam sedno mojego zawodu. To do czego dążyłam przez te wszystkie lata. Chcę być takim doradcą noszenia, by nim tak naprawdę nie być. Zrozumcie mnie dobrze, chcę być profesjonalistą chustowym, ale jednocześnie nie chce budować wokół siebie ciśnienia, że nim jestem.

Jeśli spotykacie się ze mną, nie spotykacie się tak naprawdę z nikim ważnym, z nikim kto chciałby Was do czegoś przekonać, ani od czegoś odwieźć. Ja Wam mogę dać narzędzia. Jak Wam pokażę jak pracuje chusta lub jak zachowuje się nosidło na Waszym dziecku. Ale nie oczekujcie ode mnie podjęcia decyzji za Was. I nie bójcie się spotkania z doradcą. Jadąc na spotkanie ja się nie nastawiam na żaden scenariusz. Nie buduje w głowie wydarzeń, bo wiem, że mam do czynienia z żywym organizmem jakim jest dziecko i wszystko się może wydarzyć. I choć wydawać mi się może, że widziałam już każdy model dziecka, to tak prawdę nie widziałam pewnie nawet połowy.