Uciec od miasta i od codzienności, gotowania obiadu, sprzątania zabawek, patrzenia błagalnie na domowników, by rozwiesili pranie, rozładowali zmywarkę. Zaszyć się gdzieś na weekend i złapać chwile tylko dla siebie. Pospać dłużej, wiedząc, że ktoś nam poda śniadanie. I jeszcze by był ciekawy program animacyjny dla dzieci, a wszystko to w urokliwej okolicy, by było gdzie pójść na spacer.
Niemożliwe, a jednak?
Opowiem Wam o Radawie i okolicznych wsiach, bo to miejsce do którego warto przyjechać z dziećmi. Zatrzymaliśmy się w hotelu zaprojektowanym przez dzieci dla dzieci i coś w tym jest, bo tutaj na każdym kroku, czuć, że potrzeby małego dziecka są na pierwszym miejscu. A wiadomo, kiedy dzieci są zadowolone i szczęśliwe i mają wszystko czego chcą, to rodzice mogą odpocząć.
Urokliwa okolica, aż prosi się by ją odkryć i podążać dalej w głąb okolicznych wsi. Zrobiliśmy sobie ponad 10 kilometrowy spacer do sąsiedniej wsi Cienkie. Po drodze głaszcząc i witając wszystkie koty i psy. Potem obiecując dzieciom, że wrócimy tutaj, żeby niektóre z nich nakarmić. (I faktycznie następnego dnia obkupieni w saszetki z kocią karmą z pobliskiego sklepu, łaziliśmy po wsi miaucząc i nawołując wiejskie koty.) Lasem doszliśmy do zbiorników wodnych, gdzie przywitała nas przyjacielska Hera. (Tu już nie obiecywałam, że wrócimy ją nakarmić, bo wiedziałam, że następnego dnia, nie pokonamy znów tej samej trasy).
Trasa, którą wybraliśmy była naprawdę fajna. Kocham ten stan, kiedy mogę się bawić w panią od przyrody i przepytywać dzieci z tego, jaki ptak siedzi na gałęzi, czy jakie to drzewo. Idąc lasem, co chwila wpadaliśmy na kolejne mrowisko, po drodze na polu były kopce kreta. W samym środku leśnego gąszczu, schodząc trochę z głównej drogi, odkryliśmy drewnianą wieżę obserwacyjną dla myśliwych. Obowiązkowe wejście do domku i sprawdzenie co jest w środku, pomachanie przez okienko, zaliczone.
A najfajniejsze ze wszystkich rzeczy, jest pilnowanie trasy na prawdziwej mapie. Każde dziecko potrafi odblokować telefon i wpisać sobie cel w nawigacji. Ale czytanie mapy na papierze, to dopiero zabawa!
A kiedy już nie takie małe nóżki, zmęczą się wędrówką, to barki taty zawsze najlepsze.
Polska wieś, zawsze mnie zachwyca. Szczególnie kiedy w umiejętny sposób potrafi zaczerpnąć ze swojego regionu charakterystyczny styl, tak bardzo wklejony w obszar w którym się znajduje. Radawa i okolice to jeszcze nie góry, ale już czuć podkarpacki look nie do podrobienia. Zachwycające drewniane domki, bardzo zalesione działki, wszystko zatopione w jesiennych liściach. Można się zakochać. I można tu odpocząć.
Oprócz pięknych lasów, wiejskich domków, urokliwych zakątków, płynie sobie rzeka Lubaczówka. Latem można się załapać na spływy kajakowe na różnych odcinkach tej rzeki. Rzeka nie ma swojego początku na terenie naszego kraju. Swój początek ma na Ukrainie, a w Polsce wpływa dopiero w pobliżu Budomierza i przepływa między innymi przez Radawę.
Miejsce w którym się zatrzymaliśmy to Bacówka Radawa Spa. Drewniane domki i sam hotel pięknie nawiązuje do podkarpackiego stylu Radawy.