Kiedy urodził się Kuba. Wszystko było dla niego gotowe. Piękny pokoik z zielonymi ścianami i obrazkami z Kubusiem Puchatkiem. Znajdowało się tam oczywiście łóżeczko, komoda z przewijakiem, szafa, regał na zabawki. Kiedy urodziła się Julianka, nie miała nawet swojej kołderki, ani poduszeczki, nie wspominając już o łóżeczku.

Narodziny Kubusia szybko zweryfikowały nasze poglądy wychowawcze, które kreowaliśmy w swoich głowach w okresie ciąży. Kiedy zaszłam w ciążę miałam 26 lat. Byłam dzieckiem korporacji. Nie lubiłam dzieci i nic o nich nie wiedziałam. Nie miałam młodszego rodzeństwa ani starszego, zero kuzynów. Jedynaczka w pełnej krasie. Obraz dziecka miałam z gazet parentingowych – tylko dlatego, że to była moja praca. Nic więc dziwnego, że urządzaliśmy pokoik dla noworodka, wszyscy tak robili. W głowie mieliśmy obraz śpiącego maleństwa w swoim łóżeczku, przecież chcieliśmy uczyć dziecka samodzielności.

Kuba szybko udowodnił, że nie jest to do niczego potrzebne, przenosząc się na stałe do naszej sypialni. Z Julianką było już prościej. Bardziej naturalnie, normalnie. Wiadomo, było że będzie tak jak będzie. Dopiero przy drugim dziecku zrozumieliśmy, że najlepiej robić tak jak nam wygodnie. Patrząc na potrzeby dziecka i swoje. Dużo się mówi o rodzicielstwie bliskości i wspólnym spaniu. Bardzo to jest mi bliskie. Ale też widzę, że to jest trochę ostatnio źle rozumiane. To nie jest tak, że jak nie śpisz z dzieckiem jesteś a automatu gorszym rodzicem. Być może Wam wystarcza to, że dziecko jest obok na dostawce do łóżka, albo we własnej kołysce. A może masz genialny słuch i słyszysz każdy ruch dziecka z drugiego pokoju. Choć z pewnością jeśli chodzi o noworodki i niemowlaki, to ja je lubię mieć w sypialni.

Z Julianką nie było już ciśnienia, że coś musi albo powinna. Kiedy miała około 2,5 lat, urządziliśmy jej pierwszy pokoik. Z normalnym dorosłym łóżkiem, by w razie czego także my moglibyśmy się w nim położyć. Bardziej ten pokój powstał z potrzeby, żeby miała własną przestrzeń. Choć i tak uwielbia przesiadywać w pokoju brata i razem z nim pracować. I w sumie u siebie tylko śpi, ale też nie całe noce. Przychodzi nad ranem do nas, a bardziej do mnie po mleko.

Kiedy spała z nami, nigdy nie wpadłam na pomysł, że o to już czas pożegnać się i wynieść panienkę z sypialni. Raczej celebrowałam te chwile, bo wiem  jak szybko leci czas i ze za chwilę to ona już może nie mieć ochoty do nas przychodzić. Póki co, bardzo często budzimy się rano we czwórkę. I dziękuję samej sobie, że byłam na tyle wygodnicka, że zanim pojawiły się dzieci kupiłam dość spore łóżko małżeńskie. Choć często mam zrywy, by go powiększyć, bo jednak jest dla nas wszystkich za małe.

Droga Mamo, Drogi Tato, nie patrz na innych. Rób tak jak Ty potrzebujesz, jak Tobie wygodniej. Naucz się jednak patrzeć na potrzeby partnera i dziecka. Nigdy nie trenuj dzieci w samodzielnym zasypianiu, ale jeśli masz czegoś dość postaw swoje granice. np. wynieś się na jedną noc na kanapę do dużego pokoju. I ponad wszystko ciesz się wspólnymi chwilami, ponieważ one tak szybko mijają.