Spróbuj opisać kroplę. Kroplę deszczu spadającą w letnim, stęchłym, wieczornym sierpniu. Jeśli uda ci się ją opisać. Nie krępuj się opisz wszystkie następne. Przecież każda kropla jest taka sama, a jednocześnie każda jest inna. Podobno nie ma dwóch takich samych. Opis tych kropli zachowaj w pamięci i kiedy przyjdzie odpowiedni moment spróbuj odtworzyć je wszystkie. Jeśli ci się to uda, usłyszysz melodię deszczu.

To jak gra deszcz zależy od tego jakie są krople. Są takie, które lecą same powoli, nieśpieszno z plaskiem rozbijając się o grochowski ciepły asfalt, którego osiedlowy cieć nie zdążył dziś polać wodą. Kiedy zetkną się z betonem, parują. Lecą do góry, uderzają w nasze nozdrza wieloletnim zapachem ulicy. Czasem krople pogania wiatr, sprawia, że zaczynają być ostre, szybkie. Potrafią ukuć w oko. Nie ma się wtedy ochoty na taniec w deszczu.

Są też krople cieliste, drobne jak mak, przylepiają się do skóry, zostawiając mgłę. Czy jest tak, że są deszcze na które nie masz ochoty, a na które czekasz. Chciałabym być takim deszczem. Choć mam ogromny lęk wysokości, chciałabym być tą kroplą i spadać w dół. A potem wyparować w kosmos i spaść jako kolejne wcielenie kropli w innym świecie. Czy byłby on choć trochę podobny, i czy w tym świecie dalej ja, to byłabym ja? Czy byłby to lepszy świat?

W świecie reikarnacyjnych kropel, urodził się on. Przyszedł na świat 16 sierpnia wieczorową porą, to był letni, trochę lepki dzień. Urodziła go kobieta silna, twarda, matka kilkorga dzieci, nie potrzebowała następnej kropli. Mówili, że to dobrzy ludzie i zaopiekują się dzieckiem. Co Bóg dał, człowiek niech nie odbiera, i tak dalej. 

Miała na imię Katarzyna. Ojciec nieznany, choć nieznani ojcowie, wiadomo, przeważnie rzucają się w oczy. Było na to sporo czasu, na decyzję, której nie umiała podjąć, na decyzję, która mogła zmienić wszystko lub nic. Wreszcie, postanowiła ukrywać ciążę, jak długo się da. By w dniu porodu zmyć z siebie kroplami deszczu ostatnie przyzwyczajenie, pół grama zawahania, nie spojrzawszy nawet w jego oczy, oddać go do innych. Będzie mu tam dobrze, tak mówili. Do domu wracała nad ranem, z lekkim mrowieniem w piersiach i napuchniętym kroczem, zupełnie podobnie jak dziewięć miesięcy temu, tylko wtedy była jesień.

Podobno gwałty są jak odbicie w lustrze, wiesz, że to się dzieje, ale tak jakbyś patrzyła na kogoś innego. To się może przydarzyć każdej kobiecie, bez względu na czas i miejsce. Gwałt, to zbrodnia, której nie da się zapomnieć nawet po 10 latach. A ofiary, bardzo często nie chcą tego nazwać po imieniu, ani nie idą tego zgłosić na policję, bo musiałyby zrozumieć, że są ofiarami. A czasem wolą pomyśleć, byłam pijana, pewnie sama się prosiłam.

Skala przemocy seksualnej w Polsce jest ogromna. I chodzi generalnie o przekraczanie naszych granic. Nie musi dojść do gwałtu, żebyśmy poczuły się zgwałcone. Dlatego nie musimy się już więcej na to zgadzać. Na poklepywanie po tyłkach, na łapanie za piersi. Na przekraczanie naszych granic, na wchodzenie w butach w naszą intymność.

Jest jeszcze jedna czarna kartka tych historii. Gwałty w małżeństwie. “23% Polaków, uważa, że w małżeństwie nie może dojść do gwałtu. No a co powiedział Andrzej Lepper? Że nie da się zgwałcić prostytutki. Gwałt w małżeństwie to też nie gwałt, bo przecież żona ma obowiązki.” – fragment z książki “Seksuolożki. Sekrety gabinetów” Marty Szarejko. Czy skoro tak ktoś uważa, to czy na pewno tego nie ma?

Coraz więcej kobiet ma siłę powiedzieć swoją historię. Między innymi dzięki różnym akcjom społecznym, które pokazują, jak wiele osób to dotyka. Wiele trudnych historii wypływa z dawno pozamykanych szaf, a ofiary przemocy mogą zrzucić z siebie ciężar. To nie odwróci zdarzeń, ale może dać kroplę ukojenia. Jeśli pozwolimy sobie na opłakanie krzywd. To nigdy nie jest wina osoby, która doświadczyła przemocy.