Często jest tak, że im bardziej uciekamy od dziecka, tym szybciej dziecko nas goni. I nie mówię tutaj dosłownie o zabawie, tylko bardziej o tym jaką budujemy relację z dzieckiem. Kiedy rodzi się pierwsze dziecko, często potrzeba bliskości, której oczekuje malec totalnie nas przerasta. Czujemy się osaczeni, zgnieceni, sterowani przez malca. Wtedy bardzo często zaczynamy nieświadomie traktować dziecko jak gorącą patelnie, chcemy ją odstawić, chcemy by ktoś ją od nas zabrał. Tymczasem może warto poszukać narzędzi, które tę gorącą patelnię ostudzą i zamienią w coś przyjemniejszego.

Jeśli jedna osoba stale zajmuje się dzieckiem i w dodatku w otoczeniu nie ma innych dorosłych i dzieci, to ten model może być najkrótszą drogą do gorącej patelni. Trudno wtedy dalej być blisko i zaspokajać potrzeby. To co możemy zrobić to poszukać innych dorosłych, żeby czasem ktoś tę patelnię od nas przejął choćby na chwilę, lub poszukać innych dzieci, jeśli nasze dziecko jest już nimi zainteresowane. A zazwyczaj potrzeba bycia wśród ludzi, a nie tylko z Mamą czy z Tatą jest na tyle ważna, że każdy mały człowiek będzie do tego dążył i będzie ciekawy. Wtedy jednak wkraczamy My i mówimy: nie zaczepiaj Pani, nie dotykaj chłopca, chodź tutaj i nie przeszkadzaj. Zabieramy dziecku możliwość do budowania relacji nie tylko z nami. A sobie zabieramy możliwość poznania kogokolwiek i bycia wśród ludzi. Zakładamy od razu, że ktoś sobie tego nie życzy i nie potrzebuje. Tymczasem ja wierzę w to, że każdy jest w stanie zadbać o siebie i wycofać się z relacji na którą nie ma ochoty i nie musimy tego robić za wczasu za niego.

Często jest też tak, że sami sobie tę gorącą patelnię podgrzewamy. Dzieci są żywe, są głośne, wszędzie ich pełno, ciągle ich słychać, płaczą, jęczą, chcą czegoś od nas. Jeśli tak postrzegamy dzieci tzn, że jesteśmy codziennie blisko tej gorącej patelni. Może warto zacząć od odwrócenia swojego spojrzenia na dziecko. Ono nie jest głośne i hałaśliwe, tylko to jest jego radość, bo poznaje świat. Ono nie jest płaczliwe i jęczące, jest takie w danej chwili, bo po prostu inaczej nie potrafi wyrazić tego czego potrzebuje. Rodzicielstwo przebiega etapami oswajania gorącej patelni, aż do momentu kontrolowania tego jak szybko się ta patelnia nagrzewa, kiedy i dlaczego tak się dzieje, kto nam może w tym pomóc, lub jak możemy pomóc z tym sobie sami. Z czasem dobrze wiemy kiedy patelnia zaczyna się nagrzewać, naszym zadaniem jako rodzica jest zdobycie indywidualnej wiedzy, takiej która dotyczy tylko nas i naszego dziecka. To jest tak, że u innego rodzica ta patelnia nagrzewa się częściej i szybciej, lub wręcz przeciwnie nie nagrzewa się wcale lub bardzo rzadko.

Dlatego nie wierzę w jeden model budowania relacji, wychowania dzieci, bycia w rodzinie, który miałby się sprawdzić w każdym domu. To tak indywidualne kwestie, wynikające z tego, gdzie i jak żyjemy. Gdzie się urodziliśmy, kto nas wychował z kim byliśmy blisko, kogo nam w życiu brakowało. Często te gorące patelnie są odbiciem tego z czym sami sobie nie radzimy, są wspomnieniem naszego dzieciństwa, kalką wydarzeń z naszego całego życia. Wierzę, że warto zatroszczyć się najpierw o siebie, a dopiero potem troszczyć się o innych. Być uważnym i słuchać. I jeśli coś się ciągle powtarza w ten sam sposób to sygnał dla nas, że mamy coś do przerobienia. I czasem wcale problemem nie są nasze dzieci, tylko coś z czym my sobie nie poradziliśmy, co zakopaliśmy pod dywan, a teraz odgrzewamy to na gorących patelniach.

Ja jestem wdzięczna swoim dzieciom za każde doświadczenie, za to, że było mi trudno i niejednokrotnie dalej jest, za to, że jest też coraz lepiej. Dzięki nim rozumiem i widzę więcej. Przyjmuję.