Pamiętam taki epizod z wakacji. Egipt. Piękna pogoda. Jesteśmy po śniadaniu. Właśnie rozlokowaliśmy się nad basenem, to będzie piękny dzień. Dzieciaki w hotelowym sklepie wypatrzyły pistolety na wodę za 2 euro i skutecznie na nie naciągnęły. Cudownie, będą mieli zajęcie. A ja się będę opalać, czytać książkę, sączyć drinki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo jestem w błędzie.
Przez pierwszą godzinę nawet tak było, dzieciaki szalały w wodzie. Pistolety w ciągłym ruchu. Skakanie, nurkowanie, oblewanie się wodą. Jeszcze nie wiedziałam, że jestem krok od najgorszej awantury w wszechświecie. Nagle krzyk, wrzask, płacz. Wyrywanie sobie pistoletu na wodę. Jeszcze się nie ruszam, czekam aż problem rozwiążę się sam. Niestety.
Wkraczam, najpierw łagodnie, chcę się po prostu dowiedzieć co się dzieje i ocenić czy potrzebują mojej pomocy do rozwiązania problemu, czy poradzą sobie sami. “Ja chcę mój pistolet na wodę”, “Nie to mój pistolet, ja go chcę”. Krzyczą jedno przez drugie szarpiąc się o tę nieszczęsną zabawkę. Chwila. Nie rozumiem, o co chodzi. Przecież są dwa pistolety, o co chodzi, drugi się zgubił, zepsuł? Walka trwa nadal. Znajduję drugi pistolet, idę do nich, myśląc, że już po problemie. Zaraz podzielą się pistoletami i będzie wszystko dobrze. A ja wrócę na leżak. Idę.
Na mój widok z drugim pistoletem, podnoszą jeszcze większy alarm. Nie chcę go, to nie moje. Ja chcę ten pistolet. To moje, to moje! Moje oddaj! Czuję się jak w Matrixie. Nie jestem w stanie dowiedzieć się od nich o co chodzi z tymi pistoletami. Czemu jeden jest gorszy od drugiego. Czemu uparli się na ten sam, przecież są identyczne! No dobra dość tego. Podchodzę zabieram oba pistolety i mówię: Chciałabym, żebyście się uspokoili i powiedzieli mi na spokojnie co każde z Was potrzebuje. Rozumiem, że jest to dla Was ważny pistolet i każde z Was chce się nim bawić, tylko nie rozumiem dlaczego. Kupiliśmy przecież dla pistolety. O co chodzi? Po kilku minutach rozmowy następuje oświecenie. Pistolety różnią się od siebie kolorem końcówki. Jedna końcówka jest pomarańczowa, a druga zielona. Oboje oczywiście chcą z tą zieloną końcówką. Jedno i drugie uważa, że ten pistolet z zieloną końcówką należy do niego i to właśnie ono wybrało go sobie w sklepie.
Z nadzieją spoglądam w oczy męża, prosząc go wzrokiem, proszę powiedz, że pamiętasz które wzięło jaki pistolet ze sklepu. Zaczynają się spekulacje, to najgorsze co mogliśmy zrobić. Dzieciaki szybko wyczuwają, że nie mamy pojęcia i dawaj piłują swoją melodię, że to mój pistolet. W końcu przecież ktoś wygra.
Jakie są wyjścia z tej sytuacji?
Jest ich co najmniej. Nie wszystkie są moim zdaniem dobre, do tych słabszych rozwiązań zaliczę: wybranie jednego dziecka i wręczenie mu pistoletu, pójście do sklepu po 3 pistolet z zieloną nakrętką, zabranie im pistoletów, skoro się kłócą to nie mają nic. Pierwsze rozwiązanie krzywdzi jedno dziecko a z drugiego robi zwycięzce, faworyzacja dzieci. Drugie rozwiązanie pokazuje, że krzyki działają, więc następnym razem też będziemy krzyczeć. Trzecie rozwiązanie, pozornie odpowiednie, jest bardzo krzywdzące. Nikt nas nie rozumie, nikt nas nie wysłuchał.
My w takich przypadkach wybieramy wspólne ustalenie zasad. W taki sposób, żeby żadne z dzieci nie czuło się ani poszkodowane, ani przegrane. Chodzi o to, by było dwóch zwycięzców. Pytam ich więc co możemy zrobić, żeby było dobrze. Co proponują. Skoro oboje chcą ten sam pistolet. Czasami trzeba odpowiednimi pytaniami naprowadzić ich na rozwiązanie w taki sposób, żeby czuli, że to ich zasługa, że to oni na to wpadli. Wtedy z chęcią realizują swój własny pomysł. Kiedy jednak ja próbuję narzucić im rozwiązanie, bywa, że w pierwszej kolejności to akceptują, bo chęć posiadania danej rzeczy jest w tym momencie silniejsza od logicznego myślenia. Ale potem jak to do nich dociera znowu pojawia się sprzeciw.
Dzieci mają inne poczucie czasu niż dorośli. Jeśli ustalamy, że teraz pistoletem najpierw bawi się jedno dziecko przez 5 minut, a potem drugie. To pomimo pierwotnej zgody na to. Dziecko, które musi czekać 5 minut na to, aż dostanie pistolet, będzie zniecierpliwione i może sobie z tą sytuacją nie poradzić. Proponuję na początek krótsze odstępy czasu. Nigdy też nie wartościuje dzieci. Ty jesteś chłopcem powinieneś ustąpić siostrze. Ty jesteś starszy, oddaj młodszemu.
Dzielenie się zabawkami jest dla dzieci trudne. Jeśli trudno to nam sobie wyobrazić. To pomyślmy, że wpada do nas sąsiadka i chce pożyczyć od nas telefon, albo laptopa na 1-2 dni, czy jesteśmy z tego powodu zadowoleni? Czy pożyczamy z przyjemnością, czy jednak czujemy wewnętrzny opór.
Warto patrzeć na potrzeby innych i starać się zrozumieć ich położenie. Jeśli czasem nie rozumiem jakiegoś problemu moich dzieci a widzę, że bardzo to przeżywają to po prostu staram się dać wsparcie i empatię. Oj, zdenerwowałeś się, bo chciałeś, mieć tego misia w swoim pokoju? Nie wnikam czyj jest miś, do kogo należy, kto go pierwszy wziął. To najgorsze co czasem mogę zrobić, wejść pomiędzy ich i próbować pomóc swoimi decyzjami.
Wszystko jednak zależy od danej sytuacji, której dotyczy problem. Czasem trzeba jednemu z dziecku pokazać granice, że właśnie o to weszło na teren swojego brata/siostry nie pytając nawet o zgodę. To chyba jedno z najtrudniejszych dla mnie zadań rodzicielskich. Nauczyć dzieci komunikowania się, a jednocześnie dbania o potrzeby swoje i innych.