Nie ma chyba rodzica, który na pewnym etapie swojego rodzicielstwa nie zaczyna się zastanawiać jak przekazać dziecku pewną wiedzę dotyczącą wychowania seksualnego. Duża część rodziców w tym nawet ja, pewnie myśli, że te rozmowy to jeszcze przed nami, przecież mamy na to za małe dzieci. W najnowszej książce Agnieszki Stein – „Nowe wychowanie seksualne”, dowiadujemy się, że nigdy nie jest na to za wcześnie. Tylko forma i treści, które przekazujemy dzieciom powinny być odpowiednie na danym etapie rozwoju dziecka.
Długo przymierzałam się do tego tematu, myśląc, że mając dzieci w wieku 7 i 10 lat, mam jeszcze dużo czasu na szukanie wiedzy w obszarze edukacji seksualnej. Czytając „Nowe wychowanie seksualne”, szybko odczułam, że wiek dzieci nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Seksualność jest z nami od samego urodzenia, w zasadzie tak przychodzimy na świat. To od nas zależy to co robimy od początku życia dziecka, na ile wspieramy jego naturalny kontakt z jego własnym ciałem, czy pomagamy tam gdzie ta pomoc jest potrzebna, czy nie wtrącamy się w obszary, gdzie nie jesteśmy potrzebni, czy nie przekraczamy granic dziecka.
Dobrze jest przeczytać tę książkę, nawet dla samego siebie. Agnieszka pisząc o dzieciach, pisze przede wszystkim także do nas, do dorosłego. Pokazuje nam, jak wszystko jest ze sobą powiązane. Zadaje nam pytania, na które odpowiedzieć możemy sobie tylko my sami. I trochę od tych odpowiedzi i naszego spojrzenia na tematy wokół seksu, będzie zależało jaki przekaz dajemy naszym dzieciom, a co za tym idzie jaki wpływ mamy na ich seksualność także w nastoletnim i późniejszym życiu.
Jeśli chce się przeczytać tę książkę uważnie, a trochę nie da się inaczej, może się okazać, że zanim zaczniemy rozmawiać o tym wszystkim z dziećmi, wpierw musimy odbyć rozmowę trochę sami ze sobą.
To czego zawsze szukam w takich książkach jest zderzenie się z mitami i stereotypami. A w obszarze seksu jest tego cała masa. Począwszy o mitach dotyczących masturbacji, po mit pierwszego razu. Nie da się tej książki streścić nie narzucając swojego punktu widzenia, bo zawsze będzie tak, że czytając o tych sprawach, mierzymy się z własnymi doświadczeniami, kulturą, dzieciństwem. Wracamy do okresu naszego dojrzewania i pierwszych doświadczeń seksualnych.
To nie jest książka o rozmnażaniu i biologii, o tym co powiedzieć dzieciom. To jest raczej podpowiedź jak wykorzystać naszą wiedzę w naturalny prosty sposób, by mówić jasno i otwarcie, bez tematów tabu. Trochę to początek ze zmierzeniem się z własnymi wyobrażeniami, trochę trzeba momentami przełamać swój wstyd, swoje poczucie, że czegoś nie powinno się robić lub mówić do dzieci. To bardzo delikatny obszar, który towarzyszy nam w codzienności. Nawet jeśli o tym nie myślimy, nie rozmawiamy, nie widzimy połączenia, to seksualność ciągle jest. Tak jak są nasze ciała, nasze emocje i relacje w rodzinie.
Agnieszka potrafi pokazać narzędzia i użyć takiego języka, że w bardzo prosty sposób każdy może z tego zabrać dla siebie tyle ile potrzebuje. To nie jest podręcznik, ani recepta. Ta książka nie ocenia, nie mówi co jest dobre, a co złe. Pokazuje jednak jak widzimy płeć. Jak to jest w społeczeństwie rozróżniane, co mówi się chłopcom, a co dziewczynkom. O tym, że jest widoczny podział. I o tym, że ten podział, nie niesie nic dobrego. Jest też coś o strachu, że strach potrafi nas zblokować. Strach może pokierować nas w stronę, by w taki a nie inny sposób opowiedzieć o czymś, by dziecko się bało i nie chciało próbować. Nasza kultura straszy niechcianą ciążą i traumatycznym porodem. Strach jest też wykorzystywany w relacji, że przecież on i tak cię zostawi, albo jest z tobą tylko dla seksu. Strach dorzucono nam też do własnych intymnych spraw, że to przecież nie zdrowo i niezbyt dobrze, jak dzieci zajmują się swoim ciałem, jak badają swoją intymność. Dużo tutaj strachu o to, co z tego będzie potem, jak dziecko za dużo i za wcześnie będzie się czymś interesować. To zamiast mu dać wiedzę w sposób łagodny i naturalny, lepiej zastąpić to strachem, bo inaczej nas nie nauczyli. Bo nas też straszono.
To o czym pisze Agnieszka w „Nowym wychowaniu seksualnym”, może nie spotkać się z akceptacją u każdego, bo domyślam się, że może to przekraczać granice naszego komfortu. Jednak czasem chcemy i potrzebujemy by było jak jest, bo zmiana myślenia i przestawienie się na inny język i komunikację z dzieckiem, może być trudna dla nas. I to też jest ważne, żeby wtedy nie odpychać dziecka i nie wysyłać go z problem w kosmos, tylko tak zadbać o siebie samego, by móc potem zadbać o dziecko.
Dodam jeszcze trzy magiczne słowa o których pisze Agnieszka. Bezpieczeństwo, dobrowolność i dobrostan. Bezpieczeństwo to jest to, czy to co robimy my lub dziecko jest bezpieczne. Dobrostan to czy po prostu jest nam dobrze, czy czujemy się komfortowo, albo czy jest nam przyjemnie, oraz dobrowolność to nic innego niż nasza zgoda na coś. To jest w sumie bardzo oczywiste i każdy o tym wie, ale sam fakt, że Agnieszka o tym pisze i o tym przypomina, pokazuje, że potrafimy o tych słowach zapomnieć, albo nie wydają się one dla nas aż tak ważne. Najtrudniej zadbać o siebie samego, a od tego trzeba zacząć, by mieć przestrzeń o dbanie o innych.