Znam ten scenariusz aż za dobrze. Wygląda mniej więcej tak. Niespokojne dziecko, dużo płacze, ciągle chce być na rękach. Zmęczenie sięga zenitu. Ile i co jesteśmy w stanie zrobić, aby dziecko w końcu poszło spać.Dzieci mają chyba jakiś radar, jak tylko Mama odchodzi maluch otwiera oczy lub nawet z zamkniętymi oczami zaczyna postękiwać by zwabić do siebie żywego osobnika. Leżenie w samotności jest takie nudne. A Mama jest zmęczona, nie pamięta smaku gorącej herbaty. Wstawione rano pranie, czeka do wieczora aż do domu wróci Ojciec. Obiad, jaki obiad. Zapomnijcie o zdrowym, ciepłym posiłku. Dziecko wymaga ciągłej uwagi. I ciągle nie chce spać. Albo zasypia, tylko na 15 minut. Co można zrobić przez ten czas? Niewiele, a na pewno nie tyle ile potrzeba. Kiedy dzwoni do mnie taka Mama, zazwyczaj nie wierzy, że chusta będzie rozwiązaniem. Ale jest na tyle zdesperowana, że podejmie tę próbę. Chociażby tylko po to, by móc powiedzieć: “Próbowałam!”.

Czy macierzyństwo musi dawać w kość. Czy te początki naprawdę muszą być takie trudne. Nieprzespane noce, poranne pobudki. Intensywność a jednocześnie monotonia codzienności. Czy można coś zrobić by było inaczej? Jasne, że tak. Można na przykład przeczekać, bo to naprawdę kiedyś minie i będzie lepiej. Można skupić się na dniu codziennym, przetrwać. A jutro walczyć na nowo. Czas szybko leci. Niestety nie wtedy kiedy najbardziej tej szybkości potrzebujemy. Możemy poprosić kogoś o pomoc. Instytucja Babci jest nieoceniona. Jeśli oczywiście jest ta Babcia, dostępna, ma siłę i chęci i nie mieszka 300 km od nas.

Zastanawiam się czasem, co takiego jest w chustach, że dzieci, które nawet popłakują sobie podczas wiązania, są niecierpliwe, niechętne, nie do końca im się podoba, kiedy już wiązanie jest skończone, one automatycznie cichną. Wtulają się w Matkę, ssą palce u swoich rączek i zasypiają. Zadowolenie na twarzy Mamy jest nie do opisania. Macha wolnymi kończynami, podnosi rzeczy ze stołu jakby nagle odzyskała sprawność rąk. I nie wierzy, że jednocześnie może coś robić a jej dziecko śpi i nic od niej nie chce.

Często jest tak, że te Mamy zgłaszają się do mnie około 2 miesiąca życia dziecka. Tyle zazwyczaj wytrzymują. Wcześniej dziecko jest malutkie, drobne, nie waży aż tyle, można nosić, zwłaszcza jak się jest jeszcze na haju po porodowym. Superwomen! Mogę wszystko! Potem powoli pozwalamy na powrót zmęczenia. Energia powoli się kończy. Emocje opadają. Malec robi się coraz bardziej aktywny, wymagający. Moja rada jest taka. Nie czekajcie z noszeniem w chuście do tego czasu. Im wcześniej zawiążemy malca tym lepiej i dla niego i dla nas. Gdzieś do 2-4 tygodnia życia, dzieci są spokojne, dużo śpią, świat ich nie interesuje. Jeśli wszystkie ich podstawowe potrzeby są zaspokojone, to wszystko gra. To jest idealny moment na naukę wiązania w chuście i nie będzie już lepszego. Wracamy wtedy z dzieckiem wspomnieniami do okresu płodowego. Znów jesteśmy jednym ciałem. Dlatego dziecko tak łatwo uspokaja się w chuście. Przypomina mu się ten balans ciała, słyszy bicie serca Matki, jest blisko. Już bliżej nie mogłoby być. To są takie momenty, których nie warto tracić, one zaprocentują. Uwierzcie mi.

Dzieci, które kiepsko śpią w łóżeczkach, wózkach czy innych wehikułach przenośnych. Zazwyczaj bardzo dobrze odnajdują się w chuście. To właśnie w niej śpią dłużej, mocniej i ruch ani żadne inne wykonywane przez Mamę czynności podczas noszenia, kompletnie ich nie interesują, nie wybudzają. Dla dziecka najważniejsze jest to, że ta Matka jest blisko, że dziecko ją czuje, że nie poszła sobie do drugiego pokoju, bo to oznacza, że nie wiadomo kiedy wróci i czy w ogóle ten powrót nastąpi. Skąd ten mały człowiek ma to wiedzieć. Natura tak nas wyposażyła, żebyśmy płaczem dopominali się o obecność naszych najbliższych, bez których nie jesteśmy w stanie przeżyć. Instynkt przetrwania jest bardzo silny. A w połączeniu z mocnym charakterem, może być niezłą wybuchową niespodzianką dla młodych rodziców. Nie przejmujcie się tym, pamiętajcie, że to wszystko kiedyś minie. No i oczywiście noście w chustach, będzie lżej.

IMG_1810